Na święta Bożego Narodzenia wróciłam do domu. A żeby było ciekawiej to wracałam przez Mediolan. Udało mi się tam znaleźć nocleg przez ciocię Anię z Włoch u sióstr zakonnych, które prowadzą tam przedszkole. Mieszkają blisko dworca, więc bez problemu udało mi się tam dotrzeć. Na zwiedzanie Mediolanu miałam trochę wieczora i ranek, więc po odpoczynku po podróży i zjedzeniu kanapek z podróży poprosiłam siostry o mapę i wyruszyłam na podbój Mediolanu. Siostry były pod wrażeniem, że chcę iść sama, wieczorem, zwiedzać miasto. Dały mi mapę, wytłumaczyły jak dotrzeć metrem do samego centrum, co warto zobaczyć i ruszyłam. Dziwnie się czułam, bo pierwszy raz od dawna nie rozumiałam co ludzie mówią na ulicy. W Hiszpanii już ze zrozumieniem ludzi na ulicy raczej nie mam problemów, w Polsce tym bardziej, a tu taki szok. Bo przecież włoskiego to ja nic a nic. Zaczepiło mnie nawet dwóch panów, obok których robiłam zdjęcie kolejki i coś zaczęli mówić, a ja nic nie rozumiałam. Ale jeszcze nie było ze mną tak źle i z kontekstu zrozumiałam o co im chodzi. Po prostu chcieli, żeby to im zrobić zdjęcie a nie jakiejś tam ładnej kolejki Atmosfera 🙂
Wycieczka się udała, zdjęć porobiłam trochę, nie są najlepszej jakości, no ale da się zauważyć Mediolan 🙂 Gdy wróciłam pomogłam siostrom robić pudełka na pierniki, które piekły przez ostatnie dwa dni. Miały być na prezenty dla rodziców dzieci z przedszkola. Rano miałam też jeszcze trochę czasu to poszłam najpierw w drugą stronę, zobaczyć trochę inną stronę Mediolanu, bardziej współczesną, z wysokimi drapaczami chmur. A potem jeszcze na chwilę pojechałam zobaczyć Katedrę za dnia. Bardziej podobała mi się ta wieczorna, może też dlatego, że było trochę mniej ludzi i mniej murzynów co chwilę próbujących coś sprzedać, że nie dało się spokojnie przejść.
No i po krótkim pobycie w Mediolanie trzeba było się pożegnać i pojechać do Bergamo na lotnisko. Bez żadnych dodatkowych przygód doleciałam do Warszawy – Modlin. Tam poczekałam chwilę na Tatę, który po mnie przyjechał, po drodze zabraliśmy z Warszawy Maćka (jeszcze narzeczonego mojej siostry Eli), który też tego dnia przyleciał, tylko, że z Norwegii i pojechaliśmy wspólnie do Lublina.
Jak miło było zobaczyć wszystkich po przerwie 🙂 Nie ma to jak Święta Bożego Narodzenia w domu 🙂 A po świętach jeszcze jedna ważna uroczystość, której nie mogłam przecież opuścić – ślub Eli i Maćka 🙂 Było przepięknie 🙂
No ale wiadomo, co dobre, szybko się kończy…. 3 stycznia już leciałam do Hiszpanii. Ale żeby było jeszcze ciekawiej…. to tym razem do Barcelony 🙂 Tam dwa dni na zwiedzanie i potem dopiero Murcja i egzaminy… Ale o tym w następnym poście 🙂
A poniżej zdjęcia z Mediolanu 🙂
Klimatyczne zdjęcia, bardzo mi się podobają 🙂 A włoski przecież podobny do hiszpańskiego, poradziłabyś sobie bez problemu 😉
No nie tak do końca… jakieś tam pojedyncze słowa może i są takie same czy podobne, ale sensu się nie zrozumie… 🙂
Pięknie Miłeczko, ja też się trochę przeraziłam, jak się dowiedziałam, że poszłas wieczorem sama na miasto, Mediolan jak wszystkie wielkie metropolie nie jest zbyt przyjazny, dzieją się tam czasami różne niemiłe rzeczy. Na szczęście wszystko poszło dobrze.Wracając do języki to rzeczywiście hiszpański jest troche podobny do włoskiego i gdyby do Ciebie mówili wiedząc, że znasz hiszpański, zrozumiałabyś. Ściskam Cię mocno!
„wracając do języków”, pomyliłam się, przepraszam…