W grudniu, w okolicach Mikołajek tutaj w Murcji nałożyły się dwa święta i powstał długi weekend. A skoro taka okazja, to czemu nie wyjechać gdzieś dalej. Już od jakiegoś czasu miałam nadzieję pojechać do Granady, odwiedzić tam moją koleżankę Agatę, moją pierwszą nauczycielkę hiszpańskiego. Prawie do końca nie było wiadomo czy się uda, bo Agata też chciała skorzystać z tego weekendu i wyskoczyć do Portugalii. (Nie)stety Agaty plany nie wypaliły, więc udało się zrealizować moje plany.
Po poprzedniej wycieczce do Walencji za pomocą Blablacara postanowiłam również skorzystać z tego środka transportu. Tym razem jechałam z dwoma dziewczynami, hiszpankami, które również jechały do Granady w odwiedziny do koleżanki. Cristina pruła samochodem ile się dało i szybko byłyśmy na miejscu. Nie za bardzo znały Granadę i troszkę się pogubiłyśmy przy wjeździe do miasta, ale zgarnęły po drodze tę koleżankę i udało się trafić do centrum, gdzie mnie zostawiły. Tam odnalazłam się z Agatą, której właśnie udało znaleźć pokój w centrum, więc wszędzie ma blisko.
Czas w Granadzie minął bardzo szybko. W sumie dużo nie zobaczyłam, ale spędziłam bardzo miło czas. Czas był na wspólne obiady u Agaty, na kawę i uroczej kawiarni, gdzie było cieplutko. A to ważne, bo to ten okres kiedy w mieszkaniach w Hiszpanii jest bardzo zimno. Hiszpanie myślą chyba, że skorą są gorącym krajem, to te 2-3 miesiące w roku gdzie rzeczywiście jest zimno się nie liczą i można marznąć w domu. U Agaty jeszcze było znośnie, bo miała grzejnik, którym się dogrzewałyśmy w pokoju, ale ja u siebie w Murcji nie mam takich luksusów i bywały czasy gdzie siedziałam pod paroma kocami i w rękawiczkach. A wracając to miło spędzonego czasu, to również byłyśmy na sławnych tapasach w Granadzie. Sławne, bo chyba tylko tam do zamówionego napoju dostaje się gratis tapas. Przystawkę, którą czasami nawet można się najeść i oczywiście poznać potrawy hiszpańskie. Agata pokazała mi również Granadę nocą, łącznie z dyskotekami. Wszystko przecież trzeba zobaczyć 🙂 No i samą Granadę. Widok na Alhambrę, którą już zwiedzałam przy okazji mojej pierwszej wizyty w Hiszpanii, więc teraz tam nie wchodziłyśmy.
Powrót też był ciekawy. Również za pomocą Blablacara. Tym razem w międzynarodowym towarzystwie. A kierowcą był… chłopak z Polski 🙂 Okazało się, że wybrał się samochodem na zwiedzanie Hiszpanii, prosto z Polski. A że tylko z koleżanką, to wykorzystywali portal Blablacar i zabierali pasażerów na konkretne odcinki trasy, które przemierzali. Oprócz mnie wracała również moja współlokatorka Marie (Czeszka) ze swoją koleżanką Loreną (Brazylijką). One też przyjechały na zwiedzanie Granady, tylko dzień później niż ja i wracać też miały troszkę wcześniej, ale jakieś wyszło nieporozumienie z innym kierowcą z Blablacar i okazało się, że pojechał bez nich. Marie zadzwoniła do mnie czy w tym samochodzie co ja wracam jest jeszcze miejsce, nie byłam pewna, kazałam się jej upewnić, podałam miejsce i czas spotkania. Okazało się, że nikogo innego nie ma i możemy się wszystkie zabrać. Droga powrotna była trochę dłuższa, nie wiem czy przez to, że jechaliśmy inną drogą, czy z racji nocnej pory, ale za to bardzo przyjemna, z konwersacjami w trzech językach: po polsku, angielsku i hiszpańsku. To był bardzo miły weekend. A na dole parę zdjęć: