Camino – Dzień 4 – 13.09.2012

Mimo obaw w dniu poprzednim nogi są w takim stanie, że pozwalają nawet iść. Nie jest to nic idealnego, ale lepsze to niż nic. Dzisiaj była do pokonania niezła góra. Od początku szło się ścieżkami, wśród lasu, wspinało się po skałach. Ciężko było, niestety już zaczęły odzywać się jakieś odciski, pęcherze na stopach. Ale udało się. Wychodząc z Ponte de Lima o 8.15, doszliśmy do albergue w Rubiaes o 13.40. Nawet nic nie trzeba było czekać, bo otwierali o 13.30, przyszliśmy na czas. Potem oczywiście prysznic, odpoczynek, potem wyjście do sklepu, który był oddalony o jakiś kilometr. Potem jedzenie, skończenie książki na telefonie (nie spodobało mi zakończenie) i pisanie do Was. Dzisiaj kryzysu jakoś ciąg dalszy. Wprawdzie nogi tak nie bolą, ale jakoś mi smutno i samotnie. Ale trudno, taki to właśnie trud pielgrzymowania. Aga mi wysłała wczoraj jeszcze czytania i rozważania i medytację na każdy dzień, wiec mój program formacyjny trochę się ubogacił, wcześniej był tylko różaniec. Wiec idziemy dalej…

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *