Camino – Dzień 6 – 15.09.2012

Dzisiaj wyjątkowo wszyscy jakoś później niż zwykle wstali, a to ciekawe… Zwykle o 6.30 był wielki harmider i wszyscy się szykowali do wyjścia a tu o 7 jeszcze większość śpi, widocznie tak na nich podziałała ta zmiana czasu 🙂 My tym razem nie wyszliśmy ostatni chociaż wyszliśmy punkt o 8. Wieczorem w ogóle zapełniło sie prawie całe albergue, przyjechała grupa 6 rowerzystów portugalskich, i jeszcze sporo innych osób. I nawet była dwójka polaków z Łodzi, ale dzisiaj poszli i tak więcej niż my, wiec się nie spotkamy już. Była tez taka para, na pierwszy rzut ucha Niemcy, i ja mówię do Adama, że są nowi ludzie ale znowu Niemcy. Po jakimś czasie jak rozmawiamy już o czymś innym odzywa się do nas nagle ta dziewczyna po polsku i mówi, ze tak własnie coś słyszała znajomy język i się nas pyta skąd jesteśmy. Okazało się że to tylko jej chłopak jest Niemcem a ona Polka tylko że rozmawia z nim po niemiecku po prostu. Dobrze że nie usłyszała mojego komentarza o tym ze sami Niemcy przychodzą 🙂 Chciałam dzisiaj napisać, że droga była bardzo przyjemna, ale niestety tylko przez pierwsza połowę. Szło się przez piękny lasek, szeroki, z ładnymi widokami, czasem jakiś ładny mostek, rzeczka, nawet mały wodospad 🙂 Gdzieś w połowie były znaki na miejsce odpoczynku, wiec tam się kierowaliśmy już nieco zmęczeni, nie były to znaki na bar wiec się go nie spodziewaliśmy za bardzo, chociaż ja powiedziałam że przydałoby się jakieś takie miejsce żeby dostać jakąś ładną pieczątkę na dziś a Adam mówi, ze raczej tam pieczątki nie będzie. Dochodzimy tam akurat równo z naszym już dobrze znajomym państwem Niemców, a tam po prostu zastaliśmy miejsce ze stołami i ławkami i oczywiście żadnego baru, ale… Na środku był słup i tam taki stoliczek, na nim duży zeszyt żeby pielgrzymi mogli się wpisywać i… pieczątka na łańcuchu, tak że każdy sam może sobie przybić do swojego credencialu i długopis na sznurku do wpisania daty. Więc jednak miałam rację, ze będzie ładna pieczątka (bo jest ładna). Podczas tego odpoczynku pan Niemiec poczęstował nas porcją magnezu 🙂 taki w proszku do ssania, bardzo dobry 🙂 i żartował że teraz poleci do celu jak supermen 🙂 Hehe. Dalsza droga była bardzo nudna, przez co uciążliwa. Szło się chodnikiem koło ulicy, cały czas prosto, i prosto i prosto, mijało się obok tylko jakieś fabryki, magazyny, i nic więcej, i żadnego cienia oczywiście. Potem wchodzimy już do miasta Porrino, ale to też znowu się ciągnie prosto, gorąco, zero cienia… No ale w końcu dochodzimy do znaku wskazującego nasze schronisko, idziemy i nie możemy znaleźć. W końcu najpierw jedna kobieta, potem druga same z siebie pytają się nas czy my do albergue, i wskazują drogę. Pierwszą trudno było zrozumieć, bo krzyczała z drugiej strony ulicy ale drugą już dało rade zrozumieć i dobrze nam wytłumaczyła. Okazało się że przeszliśmy obok niego nawet nie zauważając ze to to. Ja widziałam ten budynek wcześniej ale myślę sobie że za ładny jak na schronisko, a Adam akurat wtedy powiedział ze pewnie to tamten czerwony co był dalej, więc zrezygnowałam z tej myśli, a okazało się że jednak miałam rację 🙂 Ale i tak czekaliśmy jeszcze z 20 min na otwarcie bo byliśmy tam o 12.25, a  otwierali o 13, a nawet 15 min wcześniej pani otworzyła. Dużo czasu dzisiaj było na odpoczynek, i dobrze, należy nam się 🙂 Wieczorem chciałam do kościoła iść żeby jutro nie czekać godziny na mszę, ale okazało się, że źle poszliśmy i czekaliśmy przed złym kościołem. Właściwy znaleźliśmy wracając ale było już ponad połowa mszy a poza tym był maleńki wiec nie było co wchodzić w trakcie. Wróciliśmy. W środku było strasznie duszno, wiec poszłam na taras bo tam chłodniej i siedziała akurat spora grupa Niemców (7 kobiet i 1 nasz znajomy pan Niemiec), przysiadłam się niedaleko, akurat śpiewali sobie piosenki niemieckie, rozkręcili się po paru dniach, niektórzy po paru piwkach i pani po winku 🙂 I pogadałam trochę z panem Niemcem, bo akurat obok niego siadłam, oboje taka łamaną angielszczyzna, ale zrozumieliśmy się, i potem jeszcze z jego żona jak reszta sobie poszła 🙂 i na wieczór jeszcze tradycyjnie pani mi maść pożyczyła ratując moje nogi 🙂 no i tyle na dzisiaj, idę i ja do łóżka bo już wszyscy poszli spać, muszę tylko jeszcze zgasić światło bo jestem ostatnia 🙂

Pozdrawiam 🙂

Hasta manana 🙂

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *